Verte

Verte 142

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Verte – Ukraina

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

WSTĘP

Wojna? Nas przecież nie dotyczy…

Myśleliśmy, że nas to nie dotyczy. Myśleliśmy, że wojenne zapiski będą na nas czyhały w obowiązkowych podręcznikach do historii, wspomnieniach dziadków i pradziadków, pielęgnowanej pamięci, że będziemy się o tym tylko uczyć, by historia nigdy się już nie powtórzyła. Myśleliśmy, że wojna już nas nie dotyczy. Myśleliśmy? Chyba byliśmy tego pewni…

24 lutego 2022 roku okazało się, że to mrzonki, bo nad ranem rosyjskie wojska na rozkaz Władimira Putina wdarły się zbrojnie na Ukrainę. Wciąż nie dowierzamy, że to, co widzimy w dziennikach telewizyjnych, dzieje się naprawdę. Tyle się zmieniło przez kilka dni. I dalej zmienia, wszystko robi się coraz bardziej inne i nas odrywa od codzienności, pochłania. Bo jak to możliwe, że tuż obok, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od naszej granicy wybuchają bomby? Giną ludzie???

Ukraina stanęła do walki. W imię wolności całej współczesnej Europy, ale i świata, jaki znamy.  Ukraina walczy o najważniejsze wartości, walczy o wolność, a Polska ją wspiera, otwierając swoje granice, serca i domy dla uciekających przed wojną sąsiadów. To trudny i bardzo smutny czas, ale równocześnie czas pełen solidarności, empatii i… nadziei.

Anna Mirowska – nauczycielka chemii I LO

Sport a wojna w Ukrainie

Wiersze

Wiersz Ukraina

Wiersz Beniamina

Znaki zodiaku jako przywódcy

 

Logo gazetki szkolnej Verte

NOWE VERTE

852 497 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

NOWE VERTE

Zapraszamy wszystkich do lektury najnowszego Verte! Jako pierwsi (!) publikujemy wiersze, których autorzy/autorki chcą na razie pozostać anonimowi i ukrywają się pod pseudonimami Daisy 😊 i Laney 😊

Zachęcamy do przeczytania świetnych tekstów Dawida Kutyni. To geograficzne i jednocześnie nieco sensacyjne wędrówki po świecie.

Ze sportu – historia Novaka Djokowica, który jest w kontrze do koronawirusa.

Po feriach zimowych uzupełnimy wydanie Verte horoskopem i zagadkami magicznych kamieni.

Jeśli masz coś ciekawego/zabawnego/wzruszającego do powiedzenia na forum Kruczka, zapraszamy!

Verte nr 140

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Zapraszamy do lektury kolejnego Verte nr 140

Ukraina

Verte nr 139

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Verte nr 137

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Verte nr 137

Zwyczaje świąteczne

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Zwyczaje świąteczne

ALE TO JUŻ BYŁO…

BOŻE NARODZENIE NASZYCH PRZODKÓW

Początki tradycji Bożego Narodzenia sięgają przełomu III i IV wieku. Miało ono wyprzeć rzymskie święto niezwyciężonego słońca. Pierwsi chrześcijanie nie przejmowali się ani miejscem, ani czasem narodzenia Jezusa. Kluczowe dla nich było przygotowanie się do obchodów związanych z Wielkanocą. Polska tradycja obchodzenia świąt sięga wieku XV. Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałby grudzień, gdyby ludzie nie zdecydowali się jednak na wprowadzenie tego święta. Byłby to zwykły zimowy miesiąc, w dzisiejszych czasach w dodatku szary, smutny i bez śniegu. Jedno święto czyni cały miesiąc wyjątkowym. A jak obchodzono je kiedyś?

Każdy z nas jako dziecko, będąc niegrzecznym, słyszał zapewne od rodziców bądź dziadków przysłowie „Jaka Wigilia, taki cały rok”. Dawniej wierzono, że Wigilia to dzień, w którym dokonuje się odnowienie dziejów. Rozpoczynał się nowy rok, który miał wyglądać tak, jak wyglądał pierwszy dzień. Gospodarze domu dbali o pokój między domownikami i rozdawali im opłatki. Skaleczenie się miało być zapowiedzią nieszczęścia, a wigilijne tarcie maku przez dziewczynę zapowiadało szybkie wyjście za mąż. Umycie się w cebrzyku, gdzie znajdował się pieniążek, miało sprawić, że ktoś będzie zdrowy i bogaty. Podczas wigilijnej wieczerzy mile widziane było spróbowanie każdej potrawy, aby nikogo w ciągu roku nie omijały przyjemności. Bardzo ciekawy zwyczaj panował również na Pomorzu, gdzie pojono koguty wódką w podziękowaniu za codzienne budzenie.

Dzień Wigilii był często dla naszych przodków dniem ciężkiej pracy. Panowie dbali zazwyczaj o przygotowanie lepszej paszy dla zwierząt, a panie zajmowały się sprzątaniem i przygotowywaniem świątecznych potraw. Gdy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, można było spokojnie zasiąść do wigilijnego stołu. Pozostawiano puste miejsce w oczekiwaniu na dusze zmarłych. Zwyczaj ten nabrał nieco innego znaczenia podczas II wojny światowej. Puste miejsce przypominało wówczas o kimś nieobecnym, kto w każdej chwili mógł wrócić do domu. W obawie przed tym, że duch przodka nie zasiądzie na wyznaczonym miejscu, dmuchano na siedzenie zanim się usiadło. Koniecznie trzeba było napalić w piecu, by zmarłym nie było zimno. Jeżeli któryś z domowników potrafił czytać, wigilijne spotkanie rozpoczynało odczytanie fragmentu z Ewangelii wg św. Łukasza o Bożym Narodzeniu. Następnie dzielono się opłatkiem. Była to okazja do pojednania. By uniknąć sytuacji, w której w wieczerzy uczestniczy nieparzysta liczba gości zapowiadająca nieszczęście, zapraszano do stołu także żebraków i ubogich.

Jedzenie, które pojawiało się na wigilijnym stole, oraz liczba potraw były bardzo różnorodne i zależały od regionu oraz od stanu. Chłopi jadali siedem potraw, szlachta dziewięć, a pańska wieczerza składała się z jedenastu potraw. W innych regionach miała to być wielokrotność szóstki, zazwyczaj sześć lub dwanaście. Nie wolno było jeść mięsa, ponieważ wierzono, że zwierzęta i ludzie tworzą tego dnia jedną rodzinę. W Wielkopolsce i na Śląsku pierwszą potrawą była polewka migdałowa albo rybna, a w Małopolsce i na wschodzie kraju podawano barszcz lub zupę grzybową. W innych regionach jadano zupę piwną, polewkę z siemienia lnianego albo ziemniaki z żurem. Często jadano kaszę i mak w różnej postaci. Przyrządzano kutię, która symbolizowała żywych i umarłych. Na stole pojawiały się także pierogi i kluski z grzybami oraz różnego rodzaju ryby. Konieczna była także strucla. Wśród napojów znajdowało się zazwyczaj piwo, a od połowy XIX wieku wódka. Dzieci piły kompot z suszonych owoców.

Nie ma wśród nas nikogo, kto w przedświątecznym czasie nie ubierałby choinki. Jej wielkim popularyzatorem był Marcin Luter. Symbolizuje ona rajskie drzewo życia. Do Polski tradycja ta przywędrowała na przełomie wieku XIX i XX razem z niemieckimi protestantami. Szybko zyskała popularność w zaborze pruskim. Reszta kraju niezbyt chętnie spoglądała na ten zwyczaj. Drzewko stawało się jednak coraz bardziej popularne za sprawą arystokracji, później trafiło do domów szlacheckich i miejskich. Na polskiej wsi choinka pojawiła się w okresie międzywojennym, początkowo tylko na południu i w centralnej części kraju. Drzewko było strojone ręcznie robionymi ozdobami, zazwyczaj ze słomy i papieru. Były to m. in. aniołki czy łańcuchy Wieszano także pierniczki, orzechy i jabłka. Każdy element miał swoje konkretne znaczenie: jabłko oznaczało rajski owoc, aniołki Bożą opiekę, a łańcuchy symbolizowały zniewolenie grzechem, a z drugiej strony trwałość więzi rodzinnych. Dzieło wieńczyła gwiazda, która miała za zadanie pomagać zbłądzonym w powrocie do domu. Obowiązek przygotowania drzewka należał do dziewczyn.

Nieodzownym elementem świąt są także kolędy. W polskich domach śpiewano je po wigilijnej wieczerzy. Towarzyszyła im często scenka odgrywana przez kolędników. Spędzano ten czas w radosnej i swobodnej  atmosferze. Na koniec tradycyjnie o północy wszyscy udawali się na pasterkę.

To tylko niektóre świąteczne zwyczaje naszych przodków. Niewątpliwie było ich znacznie więcej, często tych niepowtarzalnych, indywidualnych i charakterystycznych dla każdej rodziny.  Każdy z nas ma swoje zwyczaje, które czynią Boże Narodzenie jeszcze piękniejszym. W czasie pandemii istotne jest, by oprócz zwyczajów w naszych domach zagościła atmosfera radości z bliskich i by czas świąt po prostu nas do siebie zbliżył oraz pozwolił docenić swoją obecność.

Źródła:

Historia świątecznej choinki

https://historia.wprost.pl/10281990/tradycje-i-swiateczne-zwyczaje-jak-kiedys-obchodzono-wigilie.html

Przemek Jasiński

NA DWOJE BABKA WRÓŻYŁA

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

NA DWOJE BABKA WRÓŻYŁA

Czy warto mieć zwierzę?

 

Oczywiście, że nie! Powszechnie uważa się, że opieka nad zwierzęciem może pozwolić młodym ludziom nauczyć się odpowiedzialności i rozwinąć empatię. Tak naprawdę trudno jednak stwierdzić, czy pupil nie stanie się po kilku tygodniach tylko i wyłącznie obowiązkiem rodziców. W naszym przypadku decyzja o adopcji tym samym zobowiązuje nas samych. Nie warto jednak podejmować takiego ryzyka. Większe zwierzęta, jak choćby króliki czy szynszyle, powinny być wypuszczane do pokoju. Jeśli przypadkowo nie zabezpieczymy czegoś cennego, możemy wtedy pożegnać się z naszym skarbem, a jeśli nie zauważymy jakichś kabli – z drogocennym życiem zwierzęcia. Pamięć o takim wypadku zostanie nam prawdopodobnie już na zawsze. Sprawa ma się jeszcze gorzej z myszami i chomikami, które bez trudu uciekną z pozornie najlepiej zabezpieczonych klatek. Wtedy, chociaż nie mogliśmy tego przewidzieć, będziemy długo winić się za nieszczęście gryzonia, który postanowił zjeść nietypową kolację w pobliżu gniazdka z prądem. Inne ryzyko związane jest z charakterem zwierzęcia, które może okazać się mniej skore do czułości, niż na to liczyliśmy. Jeśli natomiast nie będziemy odpowiednio się wobec niego odnosić, choćby z lenistwa czy niewiedzy, obróci się przeciwko nam. Poza tym zwierzę to jednak członek rodziny i czasem nawet musimy sobie odmówić czegoś, żeby kupić dla niego pokarm. Ten sam problem jest z wizytami u weterynarza. Podsumowując, nie warto dostarczać sobie dodatkowego stresu w wypełnionym już nim życiu licealisty.

 

Oczywiście, że tak! Nie ma nic lepszego niż powrót do domu, kiedy ktoś tam na ciebie czeka. A kto będzie zawsze czekał i zawsze się cieszył z Twojego powrotu? A no zwierzę właśnie. Oczywiście, pies czy kot bardziej to okaże, ale mogę Cię zapewnić, że gryzoniom też nie jesteś obojętny. Znam pewną osobę, która zarzeka się, że jej świnka morska się z nią komunikuje wyszukanym językiem w postaci serii pisków. Oczywiście, zwierzę to masa obowiązków, ale mimo to naprawdę warto. Pies zmotywuje Cię do codziennego ruchu, obdarzy Cię bezwarunkową miłością, będzie Cię wspierał w najtrudniejszych momentach w życiu i zrobi wszystko, co w jego mocy, aby ochronić Cię przed całym złem tego świata. Kot natomiast sprawdza się jako żywy kaloryfer, nic nie grzeje tak dobrze w zimowe wieczory jak kot kładący się spać na Twoich kolanach, i to właśnie on ze wszystkich zwierząt najlepiej budzi przedwczesny instynkt macierzyński, chodząc po najwyższych półkach, kiedy Ty odchodzisz od zmysłów, bojąc się, że spadnie.

Jak jest napisane w drugiej najmądrzejszej książce świata (zaraz po „Harrym Potterze”), „Małym księciu” – „oswojenie niesie ze sobą ryzyko łez”. Zwierzątko, które będziesz miał przyjemność gościć w swoim życiu, będzie niewinne i kochające całym sercem, dlatego nie dziw się, że gdy przyjdzie Ci się pożegnać, wylejesz wiadro łez. Jeśli jednak jesteś w stanie podjąć się tego ryzyka i otworzyć swoje serce, spróbuj znaleźć swojego mniejszego brata w schronisku, a nie w hodowli. Piesek czy kotek ze schroniska tak samo zasługuje na miłość jak ten z rodowodem, a będzie Cię kochać tak samo, jeśli nie bardziej.

Magdalena Janta

Gabriela Mikulska

Podróżowanie w czasie pandemii

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Podróżowanie w czasie pandemii

 

Niestety, od marca 2020 roku świat zastygł w miejscu. Nikt nigdzie nie podróżuje, a jeśli już, to służbowo. Jedynym okresem poluzowania jakichkolwiek restrykcji był czas od lipca do października, gdy małe bo małe, ale jednak podróże mogły się odbywać. Chcę opisać troszkę, jak to wygląda i jakimi absurdami się odznacza. Całość oprę na jednym z wielu moich przykładów, a mianowicie wyjeździe do Częstochowy. Nie jest to jakaś szaleńcza odległość ani inny obszar kulturowy, ale na obecne warunki trzeba się cieszyć każdym wyrwaniem się z kręgu najbliższych sąsiadów i okolic miejsca zamieszkania.

Na samym początku 2020 roku udało mi się kilka razy wyjechać jeszcze bez obostrzeń. Jednak już od 11 marca w Polsce obowiązywał stan epidemiczny. Od marca do maja nie jeździłem nigdzie, ponieważ trwał wiosenny lockdown. Pierwszy wyjazd odbył się w czerwcu, ale nie na tym chcę się skupić. Wyjazd, który opiszę, miał miejsce w okolicach 20 lipca.

Kiedy wsiadałem rano do lokalnego busa w moim mieście, jadącego z mojej dzielnicy na główny dworzec w Mikołowie, jeszcze nic nie zwiastowało szczególnej odmiany od czasów prepandemicznych. Dopiero gdy wsiadłem w do pociągu relacji Wodzisław Śląski – Katowice zobaczyłem, że cały system komunikacyjny funkcjonuje zupełnie inaczej. Pierwszą zmianą, jaką zauważyłem, były obowiązkowe maseczki. Konduktorzy przemieszczali się w rękawiczkach, a miejsca, w pociągu można było zajmować co drugie, chyba że jechało się z osobą bliską. Obowiązkowa dezynfekcja przed wchodzeniem do przedziałów jest czymś oczywistym w tak zawiłych czasach, choć z tego, co zaobserwowałem, jasno wynika, że wiele ludzi się do tego nie stosuje.

Po półtoragodzinnej jeździe wysiadłem w Częstochowie i aż do wejścia na Jasną Górę nic nowego mnie nie spotkało. W bazylice przy każdej ławce zamontowano dozownik na płyn do dezynfekcji, a panie sprzątaczki dezynfekowały i uzupełniały dozowniki po każdym odwiedzającym Jasną Górę. W Kaplicy Obrazu tłum ludzki ograniczały tylko maseczki, więc tam większej różnicy między dziś a normalnymi czasami nie odczułem. Najważniejsze zmiany dotyczyły restauracji. Chcąc spróbować lokalnych specjałów kuchni jurajskiej, spotkałem się ze styropianowym opakowaniem i zdaniem „Zapraszamy na zewnątrz, w środku nie można spożywać”.

Największym utrudnieniem mimo wszystko, moim zdaniem, jest noszenie maseczek, ponieważ po dłuższym zwiedzaniu w masce zaczynają boleć głowa i uszy. Ale mimo wszystko w lipcu nie było tak źle jak jest teraz, gdy jadąc do jakiegoś miasta lub wsi, nie znajdujemy miejsc na zjedzenie posiłku i spróbowanie lokalnej kuchni, ponieważ niestety restauracje są pozamykane. Miejmy nadzieję, że szybko się to skończy!

Dawid Kutynia

Świąteczne łakocie

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Świąteczne łakocie

 

Pojawiają się u mnie na każdej Wigilii. Najlepsze są od babci, tylko ona umie je robić po mistrzowsku. Pierniki i makówki to podstawa udanych świąt.

 

Pierniczki

(przepis z niezastąpionej książki: „Moje wypieki i desery” Doroty Świątkowskiej)

 

Składniki (na ok. 50 pierniczków):

  • 300g mąki pszennej
  • 100g mąki żytniej pełnoziarnistej
  • 130g cukru (ja daje ok.100g)
  • 2 duże jajka
  • 100g miodu
  • 1 łyżka przypraw do piernika (ja daje więcej)
  • 1 łyżka kakao
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej

 

Sposób wykonania:

Wszystkie składniki wsypać do naczynia, wymieszać i wyrobić. Ciasto może być lekko klejące, nie należy dosypywać więcej mąki. Ciasto rozwałkować na grubość 4 mm (uważając przy tym żeby nie było za cienkie), podsypując delikatnie mąką (tylko tyle, aby się nie kleiło przy wałkowaniu). Wykrawać różne kształty pierniczków. Układać je na blasze w niewielkich odstępach. Piec w piekarniku nagrzanym do temperatury 180°C przez 8-10 minut. Studzić na kratce. Pierniczki można dowolnie udekorować.

Makówki

 

Składniki (na jedną małą/średnią miskę):

  • 250 gr. Maku
  • 1 chałka (pokrojona w kromki)
  • 2 Litry Mleka
  • cukier (do posypywania warstw)
  • rodzynki (do posypywania warstw)
  • migdały (do posypywania warstw)
  • orzechy (do posypywania warstw)

Sposób wykonania:

Na spód garnka wlewamy trochę wody, czekamy aż się zagotuje. Wlewamy mleko i czekamy aż zacznie wrzeć.  Podtrzymujemy temperaturę ale pilnujemy żeby mleko nie wykipiało.

Na spód miski dajemy chałkę, tak żeby przykryć spód. Posypujemy makiem, cukrem, migdałami, rodzynkami, orzechami, zalewamy tak żeby cała powierzchnia była zalana gorącym mlekiem. Powtarzamy to, aż dojdziemy do końca miski. Na ostatniej warstwie możemy dać więcej mleka. Makówki powinny być wilgotne. Przechowywać w zimnie.

SMACZNEGO

Zosia Staniczek 1e