Podróżowanie w czasie pandemii

  • 18 grudnia 2020

Podróżowanie w czasie pandemii

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Podróżowanie w czasie pandemii

 

Niestety, od marca 2020 roku świat zastygł w miejscu. Nikt nigdzie nie podróżuje, a jeśli już, to służbowo. Jedynym okresem poluzowania jakichkolwiek restrykcji był czas od lipca do października, gdy małe bo małe, ale jednak podróże mogły się odbywać. Chcę opisać troszkę, jak to wygląda i jakimi absurdami się odznacza. Całość oprę na jednym z wielu moich przykładów, a mianowicie wyjeździe do Częstochowy. Nie jest to jakaś szaleńcza odległość ani inny obszar kulturowy, ale na obecne warunki trzeba się cieszyć każdym wyrwaniem się z kręgu najbliższych sąsiadów i okolic miejsca zamieszkania.

Na samym początku 2020 roku udało mi się kilka razy wyjechać jeszcze bez obostrzeń. Jednak już od 11 marca w Polsce obowiązywał stan epidemiczny. Od marca do maja nie jeździłem nigdzie, ponieważ trwał wiosenny lockdown. Pierwszy wyjazd odbył się w czerwcu, ale nie na tym chcę się skupić. Wyjazd, który opiszę, miał miejsce w okolicach 20 lipca.

Kiedy wsiadałem rano do lokalnego busa w moim mieście, jadącego z mojej dzielnicy na główny dworzec w Mikołowie, jeszcze nic nie zwiastowało szczególnej odmiany od czasów prepandemicznych. Dopiero gdy wsiadłem w do pociągu relacji Wodzisław Śląski – Katowice zobaczyłem, że cały system komunikacyjny funkcjonuje zupełnie inaczej. Pierwszą zmianą, jaką zauważyłem, były obowiązkowe maseczki. Konduktorzy przemieszczali się w rękawiczkach, a miejsca, w pociągu można było zajmować co drugie, chyba że jechało się z osobą bliską. Obowiązkowa dezynfekcja przed wchodzeniem do przedziałów jest czymś oczywistym w tak zawiłych czasach, choć z tego, co zaobserwowałem, jasno wynika, że wiele ludzi się do tego nie stosuje.

Po półtoragodzinnej jeździe wysiadłem w Częstochowie i aż do wejścia na Jasną Górę nic nowego mnie nie spotkało. W bazylice przy każdej ławce zamontowano dozownik na płyn do dezynfekcji, a panie sprzątaczki dezynfekowały i uzupełniały dozowniki po każdym odwiedzającym Jasną Górę. W Kaplicy Obrazu tłum ludzki ograniczały tylko maseczki, więc tam większej różnicy między dziś a normalnymi czasami nie odczułem. Najważniejsze zmiany dotyczyły restauracji. Chcąc spróbować lokalnych specjałów kuchni jurajskiej, spotkałem się ze styropianowym opakowaniem i zdaniem „Zapraszamy na zewnątrz, w środku nie można spożywać”.

Największym utrudnieniem mimo wszystko, moim zdaniem, jest noszenie maseczek, ponieważ po dłuższym zwiedzaniu w masce zaczynają boleć głowa i uszy. Ale mimo wszystko w lipcu nie było tak źle jak jest teraz, gdy jadąc do jakiegoś miasta lub wsi, nie znajdujemy miejsc na zjedzenie posiłku i spróbowanie lokalnej kuchni, ponieważ niestety restauracje są pozamykane. Miejmy nadzieję, że szybko się to skończy!

Dawid Kutynia