Beniamin
***
Stoimy przed drzwiami i czekamy.
Jeszcze kilka dni temu kupowali chleb w piekarni za rogiem.
Mama, tata, dwóch chłopców i babcia.
Dzisiaj ojciec wymienia magazynek.
Matka pakuje torby.
Babcia łapie dzieciaki za ręce
i uciekają…
Maszerują siedem godzin, wypatrując granicy strachu i cierpienia.
Zdani na pomoc drugiego człowieka wsiadają do busa i jadą w nieznane.
Mijają obce pola, sklepy, miasta.
Zastanawiają się, czy jeszcze wrócą.
Stoimy przed drzwiami i czekamy.
Myślę sobie – co zabrałbym ze sobą, mając sześć lat?
Pluszowego misia???
A może trzy ulubione auta lub garść klocków Lego…?
Słyszę ich!
Wolontariusze łapią im torby, zapraszając do środka.
Stoję przed drzwiami i patrzę.
Patrzę na sześcioletniego chłopca trzymającego w dłoniach jedynie dwa plastikowe karabiny.