Grand Prix Monako Formuły 1

  • 22 czerwca 2022

Grand Prix Monako Formuły 1

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Konrad Pietrzyk

Grand Prix Monako Formuły 1

 

Chciałbym oficjalnie przywitać czytelników w drugiej już odsłonie „Kącika Motoryzacyjnego” w naszej kochanej szkolnej gazetce „Verte”. Tematem wybranym przeze mnie jest właściwie najważniejsze wydarzenie motorsportowe na świecie, które już za niedługo będzie się mogło pochwalić stuletnią historią. Mowa tu mianowicie o Grand Prix Monako Formuły 1. Stanowi ono wraz z najistotniejszym wyścigiem bolidów w Stanach Zjednoczonych, czyli Indianapolis 500, oraz wytrzymałościowym 24-godzinnym wyścigiem Le Mans Potrójną Koronę Motorsportu, a zwycięstwo we wszystkich trzech wyścigach odniósł jedynie Graham Hill. Wybrałem właśnie to wydarzenie, gdyż tegoroczna edycja miała miejsce stosunkowo niedługo przed wydaniem nowego numeru „Verte”, więc jest to temat na czasie.

Jeśli chodzi o początki, to były one równie prestiżowe, co obecnie. Pierwszy wyścig odbył się w roku 1929, a ufundował go monakijski producent papierosów Antony Noghés z poparciem ówczesnego księcia Monako Ludwika II i popularnego wtedy ich rodaka i kierowcy wyścigowego Louisa Chirona. Użyta wtedy nitka toru ogromnie przypominała tę używaną obecnie, lecz po zakręcie Tabac, zamiast sekcji basenowej i Rascasse zawodnicy wjeżdżali na prostą startową, po której następował nawrót o 180 stopni i wkroczenie na dzisiaj leżące tam boksy. Sam wyścig miał szesnastu partycypantów, których pozycje startowe nie zostały ustalone przez kwalifikacje, lecz zostały wylosowane. Na polach startowych ustawiły się takie gwiazdy jak Niemiec, oczko w głowie Adolfa Hitlera, czyli Rudolf Caracciola reprezentujący jako jedyny barwy Mercedesa, a także Francuzi Philippe Etancelin i Rene Dreyfus w Bugatti. W wyścigu wzięły też udział samochody Alfy Romeo i Maserati. Stuokrążeniowy wyścig wygrał Brytyjczyk w Bugatti William Grover-Williams, który przeciął linię mety prawie po czterech godzinach wyczerpującej jazdy, otrzymując tym samym nagrodę 100 000 franków francuskich.

Tak jak już wcześniej wspomniałem, jest to bardzo prestiżowe wydarzenie, które niestety wywołuje więcej szumu niż faktycznych emocji czy ekscytacji. Wyścig zeszłoroczny, a także ten z 2019 powiewały nudą, a mi zdarzało się nawet przysnąć. Obecne bolidy nie pozwalają na dobre ściganie się i rywalizację, gdyż są to ogromne – kolokwialnie mówiąc – krowy, które ledwo mieszczą się w ciaśniutkich uliczkach tego malutkiego państewka, a wyprzedzanie od paru lat jest praktycznie niemożliwe. Jest to też o wiele większe wyzwanie dla kierowców, a i efektowne do oglądania dla widzów, bo przecież zmieszczenie jadącego 200 kilometrów na godzinę dwumetrowego kloca w niewiele szerszej przestrzeni jest wymagające. Mówił o tym między innymi Nelson Piquet, trzykrotny mistrz świata Formuły 1, porównując ściganie się w Monako do jazdy rowerem po mieszkaniu, a przecież za jego czasów auta były o wiele mniejsze.

Jedyną możliwością do podsycenia atmosfery i zwiększenia tętna fanów przed telewizorami czy tych siedzących na trybunach (co w tym przypadku nie byłoby dla nich zbyt przyjemne) bywa pojawienie się opadów atmosferycznych. No i to właśnie spotkało nas 29 maja 2022 roku!!! Padało i to bardzo padało, bo mający rozpocząć się o 15:00 wyścig opóźnił się godzinę. Kierowcy musieli startować na oponach deszczowych, a przesychająca nawierzchnia stała się ogromnym wyzwaniem dla nich, jak i dla strategów. Pierwszy rząd na starcie zablokowali kierowcy wracającego do życia po latach udręki Ferrari, Monakijczyk Charles Leclerc, obok niego Carlos Sainz, a za nimi zawodnicy Red Bull Racing Sergio Perez i urzędujący mistrz świata Max Verstappen. Początek poszedł po myśli splątanego „klątwą domowego wyścigu” Charlsa Leclerca, gdyż do zmian opon na przejściowe prowadził z solidną przewagą. Za nim kolejność była taka sama jak na starcie. Kiedy Leclerc, Perez i Verstappen zjechali właśnie po przejściowe, Sainz nie słuchając zespołu, został na torze aż do zmiany na opony na suchą nawierzchnię. Hiszpan bardzo mądrze zrobił, bo po tych pit stopach prowadził Perez, a za nim byli Sainz, Verstappen, no i pechowo Leclerc spoza podium. Wyścig na trzydziestym okrążeniu przerwał wypadek Micka Schumachera w sekcji basenowej, w którym element tylnych kół wraz z tylnym skrzydłem odpadł, a porządkowi w dosyć komiczny sposób sprzątając go, prowadzili jak płóg. Na szczęście Niemcowi nic się nie stało i mogliśmy przez następne 45 minut wyspać się, gdyż nie działo się już kompletnie nic. Po trzech godzinach siedzenia na kanapie można było wreszcie ujrzeć zwycięzcę – Sergio Perez wygrał swoje trzecie Grand Prix w karierze, zostając tym sposobem najbardziej utytułowanym Meksykaninem w historii tego sportu. Niestety ulubieniec publiczności Leclerc skończył na czwartej pozycji, a w ustach zamiast szampana pozostał jedynie niesmak.

Osobiście jeszcze chciałbym zachęcić wszystkich czytających, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z Formułą 1, do obejrzenia, może wciągnięcia się w ten temat. Wiem, to prawda, że idea samochodów ścigających się po dziwnych kształtach nie wygląda jakoś niesamowicie, lecz obiecuję, że gdy człowiek się w to wkręci, to dwa tygodnie oczekiwania na każdy kolejny wyścig staje się coraz ciekawsze.