Kung fu panda

  • 18 grudnia 2020

Kung fu panda

150 150 I Liceum Ogólnokształcące im. Leona Kruczkowskiego w Tychach

Kung fu panda

Nie sądziłam, że dostanę kiedyś pozwolenie na napisanie artykułu o sobie do naszej szkolnej gazetki. Teraz dostałam wręcz taką propozycję i nie jestem pewna czy bardziej mnie to cieszy, czy stresuje.

Jak się człowiek z kimś poznaje i naprawdę chce dowiedzieć się czegoś o tej drugiej osobie, to na początku często padają pytania typu: Jakiej muzyki lubisz słuchać? Masz rodzeństwo? Co chcesz robić w przyszłości? Co lubisz robić w wolnym czasie?

Na to ostatnie pytanie mam przewidziane dwie odpowiedzi. „Lubię czytać”. „Ćwiczę kung fu”. Nie ma na to reguły, ale często rozmowa rozwija się bardziej entuzjastycznie po opcji z kung fu.

Jak długo ćwiczę? – Już od dziesięciu lat. Kiedy zaczęłam? – Jak miałam lat sześć i chodziłam do przedszkola. Moje początki były trudne, pierwszy trening spędziłam w większości uwieszona na szyi taty. Powiedziałam, że z tym krzyczącym trenerem to ja ćwiczyć nie będę i już na żaden trening nie idę! „No dobrze, jeszcze ten drugi (i ostatni!) raz przyjdę”. Po tym kolejnym treningu zostałam.

To umiesz się bić?! – Tu proszę sobie wyobrazić mojego rozmówcę zaciskającego pięści i uderzającego z jednoczesnym wydawaniem plaskająco-szeleszczących dźwięków, ewentualnie kopiącego. – Wiesz, na ulicy nikogo jeszcze nie zbiłam i nikt mnie nigdy (na szczęście) nie zaatakował, ale tak, idea jest taka, żebym potrafiła się obronić.

Jak ty ćwiczysz karate, to ja się ciebie boję! – Kung fu. (Poprzedzając kolejne pytanie). Tak, tak jak kung fu panda…

Jakiś czas temu myślałam o tym moich treningach i bardzo się cieszę, że ćwiczę. Były momenty, kiedy chciałam zrezygnować, ale jakoś z pomocą wytrwałam. Mogłabym w tym momencie rozwodzić się nad zaletami uprawiania sportu i wszystkimi benefitami, które możemy z tego wynieść, ale byłoby to suche i raczej mało przekonujące. Dlatego wolę poświęcić teraz kilka słów osobom, które poznałam na treningach.

Zauważyłam, że na dłużej na treningach zostają osoby… wyjątkowe. Nie wiem, jak to się dzieje, ale naprawdę są to osoby inteligentne, często świetnie się uczące i dodatkowo bardzo miłe. Chyba największe wrażenie robi na mnie mistrzyni Hania. Trener opowiada, że Hania na początku radziła sobie słabo… i nagle zrobiła ogromny postęp. Trener zapytał ją, jak to się stało, bo nic nie zapowiadało tego, że zacznie ona osiągać tak szybko duże sukcesy. Hania wstawała codziennie rano i przed szkołą ćwiczyła to, co później na treningach. I efekty przyszły. Najbardziej zadziwia mnie, że taka mała dziewczynka miała tyle silnej woli, żeby włożyć tak strasznie dużo wysiłku w ćwiczenia. Ludzie często nie dają rady tego zrobić. Ta Hania, która była nie do pokonania w swoich konkurencjach na zawodach, która jest świetną mistrzynią kung fu, już nie jest mała. Już nie jest mała i właśnie pisze doktorat z matematyki.

Tego typu osoby zostają. I chociaż nie wszyscy piszą doktorat, wszyscy szukają i kształtują w sobie cechy, które pozwalają później osiągać cele. Uczą się też, jak przegrywać oraz co paradoksalnie według mnie jest jeszcze ważniejsze, jak wygrywać. Z szacunkiem dla przeciwnika.

Anna Waszyńska